piątek, 26 września 2014

Błogosławione pokrzywy

Wędrowaliśmy z Włodkiem przez Gorce i Pieniny. Żona Włodka, Danusia z małym Jackiem zamieszkała w jakiejś chałupie, w Rabce. Ja przyjechałem do nich na parę dni, żeby z Włodkiem powłóczyć się po górach. W powrotnej drodze, przy zejściu z Trzech Koron do Czorsztyna w deszczu, przy chłodnych podmuchach wiatru, moje kolana obciążone parogodzinnym, nieustannym schodzeniu w dół spuchły i rozbolały. Nocowaliśmy po drodze do Rabki w jednej z ostatnich, podszytych wiatrem kurnych chat we wsi Maniowy nad Dunajcem. Rano – z trudem powłóczyłem nogami. Kiedy dotarliśmy do Rabki, gospodyni wzięła mnie pod opiekę. Przyniosła naręcze świeżych pokrzyw i powiedziała: „Zbijcie całe nogi tymi pokrzywami. Zostawcie włoski z pokrzyw przez kwadrans – niech się jad pokrzywy weżre wam w ciało, a potem zetrzyjcie je z nóg i przykryjcie się ciepło.” Po tym zabiegu dostałem dreszczy i wysokiej gorączki. Rano – kolana były zdrowe. Wstałem i… zatoczyłem się na ścianę. Nie miałem siły utrzymać się na nogach bez opierania o ścianę. Kuracja była ostra, ale okazała się skuteczna. Potem, przez wiele lat stosowałem obijanie pokrzywą obolałych stawów, kiedy czułem taką potrzebę. Zawsze działało. W biurze, na Królewskiej, nasza kreślarka Lidzia zrywała rano nad Wisłą świeże pokrzywy i w pracowni, za drewnianą szafą, dziewczyny z Ewą na czele tłukły mnie po ramionach, które najczęściej mi dokuczały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz