poniedziałek, 22 września 2014

Malaria

Przyleciałem do Lagos z Yoli. Z suchego żaru pieca hartowniczego, do wilgotnego upału łaźni, gdzie przy temperaturze +39◦C i 100% wilgotności para buchała z ust. Lagos było nazywane przez angielskich kolonizatorów „grobem białego człowieka”. Na szczęście, w drugiej połowie XX wieku korzystaliśmy już z klimatyzacji i leków przeciwmalarycznych, które wprawdzie nie zapobiegały chorobie, ale osłabiały jej przebieg. Po krótkiej, rutynowej awanturze na lotnisku, z rojem taksówkarzy usiłujących wyrwać mi z ręki torbę i wepchnąć mnie do swojej taksówki i po ustaleniu ceny za kurs ruszyłem do biura Mosesa, a potem do hotelu na wyspie Ikoyi, gdzie wśród kilku polskich architektów zatrudnionych przez rząd nigeryjski mieszkał Wiesław Żochowski, ze swoją kochaną żoną Lucynką. Zajmowali tylko jeden pokój, ale mieli pełne utrzymanie, za które nie musieli płacić, a rząd nie musiał wynajmować dla nich domu. Obie strony były szczęśliwe. Hotel stał w pobliżu pięknego parku pełnego przedziwnych, kolorowych krabów żyjących w norkach, a nie w morzu – jak te brązowo szare, które znaliśmy z plaż. Jaskrawo czerwone, błękitne i zielone kraby, ślizgające się bokiem pomiędzy jamkami wyrytymi w ziemi przypominały ruchome, śmigające po szarym gruncie kwiaty. Kraby morskie budziły we mnie wstręt od czasu, kiedy wędrując wzdłuż morza pustą plażą zobaczyłem czarnego trupa, któremu z rozbitej czaszki wypełzały dwa bure kraby. Murzyni przechodzący obok nie zwracali na tego trupa uwagi, a ja czym prędzej wróciłem na plażę pełną ludzi wypoczywających pod daszkami z liści palmowych, gdzie wróciłem do równowagi po tym obrzydliwym widoku. W hotelu Ikoyi zatrzymałem się też kilka tygodni wcześniej. Wyłączono wtedy prąd („no NEPA”) i przestała działać klimatyzacja. W klimatyzowanych pokojach hotelowych nie było moskitier nad łóżkami, a mnie było duszno w nocy, więc otworzyłem okno. Pewno wtedy ukąsiła mnie komarzyca zakażona malarią. Teraz stałem pod gorącym natryskiem i trzęsła mną zimnica. Skojarzyłem napad dreszczy z moim poprzednim pobytem w hotelu w okresie, który odpowiadał cyklowi rozwoju malarii w organizmie człowieka. Następnego dnia miałem lecieć na drugi koniec Nigerii, na wschód od Yoli – do Maiduguri. Malaria zaatakowała mój żołądek. Dostałem silnego rozstroju i wlazłem do samolotu powłócząc nogami. Czekał mnie lot w głąb Afryki – 1.300 kilometrów, do nieznanego mi zupełnie miasta. Półżywy odszukałem Stasia Sikorskiego, architekta Maiduguri, który zaprowadził mnie do apteki, a tam czarny aptekarz z lekarskimi słuchawkami na szyi chciał mnie koniecznie zbadać. Był już sobotni wieczór i nikt w weekend nie pracował. Rano Sikorski skontaktował mnie z lekarką, Angielką, która chciała w poniedziałek pobrać mi krew i dać do badania na obecność parazytów malarii. Poprosiłem, żeby zaczęła mnie leczyć na moją odpowiedzialność. Znalazłem się w sali opatrunkowej w szpitalu, otrzymałem zastrzyk i kroplówkę. Leżałem pod kroplówką sam, w pustej sali. W szpitalu była tylko jedna pielęgniarka dyżurna zajęta (?) innymi chorymi. Obserwowałem miłosne igraszki owadów na suficie, kiedy zerwała się burza. Zgasło światło, błyskawice i grzmoty, a podmuch wiatru wywalił okno i wszystko zaczęło fruwać w powietrzu. Ja sam – „Łazarz” pod kroplówką. Scena była, jak w Piekle Dantego. Zacząłem się śmiać. Przybiegła czarna siostra przerażona, była pewna, że biały zwariował! Jak ucichła burza, a ja już miałem trzy butelki soli fizjologicznej w żyłach, kazałem zawołać taksówkę i pojechałem do hotelu. Rano ledwie wlazłem po schodkach do samolotu. Czekało mnie jeszcze 700 kilometrów lotu do Yoli, gdzie na lotnisku czekał kierowca Garba, który zawiózł mnie do domu. Pod opieką Ewy przeleżałem parę dni i wyzdrowiałem. Jeszcze przez kilka lat, już w Polsce, miałem nawroty ataków, kiedy byłem zmęczony, zestresowany, albo po prostu osłabiony. Powiedziano mi, że do końca życia nie powinienem przekazywać krwi, a przy każdym poważniejszym zabiegu mam informować chirurga o przebytej malarii. Na szczęście ani Ewa, ani dzieci nie zachorowały na malarię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz