poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Pomarańczarnia

23 WDH była znana, jako pomarańczarnia, od pomarańczowych chust harcerskich.
W grudniu 1937 roku pojechaliśmy na obóz narciarski do schroniska w Czarnohorze, na Huculszczyźnie.

Po nocy spędzonej w przedziałach 3ej klasy, gdzie my - mali spaliśmy na nartach ułożonych w poprzek, na górnych pólkach, kiedy starsi wylegiwali się na plecakach ułożonych między ławkami. Wysiedliśmy na stacji w Worochcie. Było już ciemno i zimno. Mróz, śnieg i oblodzone ulice. Wędrowaliśmy przez miasto do kolejki wąskotorowej, używanej do transportu drewna z wyrębów w górach. Każdy z nas niósł swój plecak i drewniane narty. Nam, małym dwunastolatkom było ciężko i wlekliśmy się w ogonie kolumny maszerującej środkiem ulic. Nasz drużynowy „Zeus” był młodym nauczycielem geografii {w harcerstwie byliśmy z nim per „ty”, ale na lekcjach wszyscy uczniowie zwracali się do niego per „panie profesorze”), kazał nam iść na przedzie i nadawać tempo marszu. Obaj z Jędrusiem Witulskim - „krótkie szkraby”- nadaliśmy takie tempo, że starsi nie mogli nadążyć. Ambicja dodawała nam skrzydeł i sił. Po wielu latach zdałem sobie sprawę, że ledwie powłóczący nogami słabeusz, który nie czuje nawet specjalnego związku ze swoją grupą, postawiony na czele staje się silny i odpowiedzialny za nią, nie zawodzi, jest dzielny i potrafi dać przykład.
W nieogrzewanych wagonikach kolejki zmarzliśmy. Już była noc, kiedy wysadzono nas na skraju lasu, przez który wspinaliśmy się oblodzonym „holwegiem”, którym drwale w tym czasie spuszczali pnie drzew. Kiedy słyszeliśmy ostrzegawczy okrzyk drwala, uskakiwaliśmy w śnieg, między stojące drzewa, a obok, koło nas pędziły z łomotem pnie. obijając się o drzewa, do najbliższej polanki, na zakręcie, gdzie następny Hucuł wbijał siekierę w pień i kierował go w dół. Skostniali z zimna i bardzo zmęczeni, ale cali dotarliśmy do niedawno zbudowanego, drewnianego schroniska na porębie poniżej szczytu Howerli. Nowiutkie schronisko, niewielkie pokoje z piętrowymi łóżkami, centralne ogrzewanie i ciepła woda, kucharki przygotowujące kolację, po prostu raj.

Mieliśmy codziennie naukę jazdy na nartach na zboczach Howerli. Zaawansowani narciarze wyruszyli na parudniową wycieczkę na Pop Iwan. Potem zorganizowano narciarską „pogoń za lisem”. Nie mieliśmy jednak szans złapać lisa, którym był najlepszy narciarz w drużynie. Wielkim przeżyciem był Nowy Rok. Ledwie zasnęliśmy w noc Sylwestrową, kiedy zbudził nas alarm i wymarsz w góry, gdzie starsi harcerze ustawili potężny stos drewna – ogromne ognisko, a cała drużyna ustawiona w czworobok wysłuchała rozkazu „Zeusa”. Śpiewaliśmy kolędy i pieśni harcerskie, a potem – z zapalonymi pochodniami w dłoniach zjechaliśmy do schroniska na zasłużony sen. Do dziś pamiętam ten zjazd, kiedy cienie układały się na śniegu w niespodziewany sposób i trzeba było zjeżdżać na elastycznych, ugiętych kolanach, bo narty uciekały w dół, albo podchodziły niemal pod gardło.

Rok później mieliśmy obóz narciarski w Kościelisku. Zaawansowani narciarze, a wśród nich Alek, Długi, Zośka, Słoń, Czarny Jaś i Mały Tadzio, wyruszyli na wycieczkę szczytami Czerwonych Wierchów. Moje umiejętności narciarskie nie były dostateczne, żeby do nich dołączyć. Było to ostatnie zimowisko przed wojną.

Co roku nasza drużyna przeprowadzała ćwiczenia „w terenie”. Pamiętam ostatnie ćwiczenia, kiedy kilku znanych nam starszych kolegów miało przedrzeć się w przebraniach z Pragi, przez mosty i dotrzeć na umówione miejsce w Śródmieściu. Reszta – w mundurach harcerskich miała ich ujawnić i „wziąć do niewoli”. Sprawdzaliśmy wszystkie tramwaje i autobusy przejeżdżające przez mosty, zatrzymywaliśmy taksówki i dorożki. Przechodnie i pasażerowie, którym wyjaśnialiśmy nasze działania przyjmowali je z sympatią i życzliwym zainteresowaniem. Byliśmy bardzo przejęci i dumni z naszej akcji. Ostatecznie dwóch starszych druhów, przebranych za młodą parę powracającą ze ślubu w dorożce, przedarło się przez nasze straże. W innych ćwiczeniach na terenach podmiejskich brał udział w tropieniu harcerzy samolot Aeroklubu, z którego zrzucano meldunki.

Na zbiórkach robiliśmy sobie „tory przeszkód”, uczyliśmy się topografii, marszu „na azymut”, przerabialiśmy musztrę i słuchali opowiadań z historii harcerstwa, skautingu i historii Polski, począwszy od patrona naszej drużyny Bolesława Chrobrego. Powoli, z niesfornych urwisów kształtowano coraz bardziej świadomych swoich ideałów harcerzy, którzy w czasie wojny stawali się dobrymi żołnierzami uczącymi się i planującymi swoje ewentualne przyszłe życie po wojnie tak, żeby móc odbudować nasz Kraj. Walka zbrojna nie była dla nas celem, a tylko etapem do czekającej nas po wojnie pracy.

W czasie wojny, równolegle do kompletów tajnego nauczania, zbieraliśmy się na zbiórki harcerskie. Opuścił nas nasz przedwojenny zastępowy Dziodek Chrobak, który nb. zginął w kwietniu 1944 roku, po udanej akcji wykolejenia niemieckiego pociągu urlopowego. Zbieraliśmy się zwykle na Chmielnej u Kazika Radwańskiego (ranny w Powstaniu, wrócił w 1948 roku, po pobycie w niewoli i służbie w II Korpusie w Niemczech i Anglii). W naszym zastępie był również Jędruś Witulski (poległ w Powstaniu), Kazik Słoński (w Powstaniu nie brał udziału, z powodu złamanej nogi w gipsie, a po wojnie, wraz z matką i siostrą został „ściągnięty” przez ojca, do Anglii) i Tomek Jaźwiński (świetnie zapowiadający się publicysta, autor wielu artykułów w podziemnej prasie harcerskiej, który wraz z Chyrowiakiem Edkiem Olszewskim podobno został przed Powstaniem, po rozmowach z komunistami w sprawie wychowania młodzieży, przetransportowany na stronę sowiecką i tam słuch po nich zaginął. Nikt oficjalnie nie potwierdził tej tak nieprawdopodobnej historii; wg „Pochodem Idziemy” z 1993r. Tomek-„Julek” zginął w Warszawie w listopadzie 1943). W zastępie Żbików byłem też ja, który nie wziąłem udziału w Powstaniu, bo od kilku miesięcy byłem w partyzantce na terenie Lubelszczyzny.

Nasze harcerskie kontakty trwały do przełomu lat 1941/2. Kiedy pokończyliśmy 16 lat znaleźliśmy się w różnych komórkach konspiracji wojskowej, nie zawsze związanych z harcerstwem, ale w wielu z nas zakorzeniły się na całe życie harcerskie zasady bronienia słabszych i pomagania innym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz