wtorek, 4 maja 2010

OBŁAWA

Andrzej mieszkał w leśniczówce, na skraju lasu, na wsi, pod Radomiem. Trzech z nas (Witek, Staszek i ja), miało skontaktować się z nim. Będąc niedaleko, zobaczyliśmy dużą grupę Niemców kręcących się koło domu. Za późno było cofać się. Ukryliśmy się w kępie krzaków, całkiem blisko. Wkrótce Niemcy, którzy przyjechali na obławę na partyzantów, rozpoczęli przeczesywanie lasu. Do kępy krzewów, gdzie leżeliśmy bez ruchu, nie podeszli. Nie spodziewali się nikogo podejrzanego tak blisko ich bazy. W nocy córka leśniczego przyniosła nam picie i jedzenie i wyprowadziła nas przez las, który Niemcy już opuścili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz