W czasie Powstania Warszawskiego dwóch radiotelegrafistów sowieckich zostało zrzuconych na spadochronach, dla kierowania ogniem artyleryjskim z za Wisły. Ogień był kładziony oczywiście na zupełnie innych celach.
W kwaterę Sowietów trafił pocisk artyleryjski. Jeden z radiotelegrafistów został zabity, a drugi lekko ranny. Ranny uwierzył, że to powstańcy strzelili z „piata”, mszcząc się za źle kierowany ogień i zażądał przekazania go komunistom – do sztabu AL.
Sztab AK reprezentował kpt. „Korab” - mój ojciec, a sztab AL - „Bronisław” jego zięć, (mój szwagier - Ryszard). Przekazywanie odbywało się w obecności przedstawiciela PCK Zochy Schuch - szkolnej koleżanki mojej siostry Jadwigi (i żony Ryszarda). Konwojentem był mój kolega ze szkoły, harcerstwa i konspiracji – Kazik. A przecież w Powstaniu brało udział 40.000 żołnierzy!
środa, 5 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz