środa, 5 maja 2010

WROGOWIE LUDU I SZPIEDZY

Po „demobilizacji” znaleźliśmy się w schronisku dla byłych partyzantów AK prowadzonym przez RGO (Rada Główna Opiekuńcza – oficjalnie działająca pod okupacją niemiecką organizacja społeczna), czekając na możliwość przedostania się przez Wisłę, do Powstania.

Pewnego dnia odwiedził nas patrol MO (Milicji Obywatelskiej), właśnie powołanej przez władze komunistyczne policji. Jeden z milicjantów, były partyzant AL., okazał się moim kolegą z fabryki Steyr-Daimler-Puch w Warszawie, gdzie pracował na sąsiedniej tokarce. Uprzedził mnie, że w nocy wszyscy rezydenci schroniska zostaną „zwinięci” przez (UB), Urząd Bezpieczeństwa.

Razem z kilkoma zaufanymi kolegami postanowiliśmy ruszyć następnego dnia do Wołomina, gdzie spodziewałem się znaleźć kogoś z mojej rodziny (było lato i okres wakacji).

Po nocy spędzonej w stodole w jakiejś wiosce pod Okuniewem, postanowiłem pójść z Andrzejem na rozpoznanie pustej, z rzadka ostrzeliwanej ogniem artyleryjskim drogi do Okuniewa. Reszta ludzi czekała na nasze informacje. Wkrótce zostaliśmy zatrzymani na linii okopów sowieckich. Dalej byli już Niemcy. Dwóch młodych „bojców” prowadziło nas do sztabu oddziału. Był upał. Jeden z nich powiedział: „Słuchaj, rozwalmy ich tutaj, po co się męczyć, jest tak gorąco, a w sztabie i tak ich rozwalą, jako szpiegów.” Ten drugi odpowiedział: „Wracaj, ja sam ich odprowadzę.” Niedługo potem powiedział do nas: „Moja matka jest Polką. Ja wiem, że wy nie szpiedzy, ale w sztabie rzeczywiście na pewno was rozstrzelają. Uciekajcie jak najdalej od frontu”… I tak znów nam się udało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz