Po wojnie, kiedy mieszkałem z rodzicami, w Warszawie, a wszyscy troje pracowaliśmy, mieszkała z nami „Gosposia” - Wilnianka - kobieta już nie młoda, samotna, która straciła męża i syna, zabitych przez znienawidzonych bolszewików.
Po ucieczce Sowietów, w wyniku ofensywy niemieckiej 1941 roku, mieszkańcy Wilna odnaleźli na dziedzińcu więzienia zwłoki pomordowanych więźniów, którzy przed śmiercią byli torturowani. Syn Gosposi, aresztowany za przynależność do harcerstwa, miał głowę przebitą drutem, przeciągniętym przez uszy...
Rozstrzelani księża mieli żywcem pozdzieraną w kształcie krzyża skórę na piersiach.
Więźniowie byli przed śmiercią krępowani drutem kolczastym. Wielu miało zmiażdżone palce u rąk i nóg.
Ta bogobojna kobieta nienawidziła też pijaków. Powiedziała kiedyś, że nie podałaby szklanki wody konającemu pijakowi, bo za pomoc pijakowi nie miałaby nagrody w niebie...
środa, 28 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz