czwartek, 29 kwietnia 2010

TRESURA

Mój ojciec był gorącym patriotą, ale nie brał udziału w życiu politycznym.i nie należał do żadnej partii. Miał raczej prawicowe upodobania, w opozycji do komunizmu i sympatyzującej z nim lewicy.
„W potrzebie” stawał do walki o Polskę, choć w wieku 20 lat został 100% inwalidą, kiedy stracił palce u nóg w Mandżurii w czasie wojny japońsko - rosyjskiej 1905 roku.
Jako ochotnik zgłaszał się kolejno do walki z Niemcami w ramach armii rosyjskiej w czasie Wojny Światowej 1914 i do walki z bolszewikami w roku 1920, a później do obrony Kraju w roku 1939 i do walki w Powstaniu Warszawskim 1944.

Na harcerskim obozie narciarskim zimą 1937/8, w schronisku pod Howerlą, w paśmie Czarnohory, starszy o 3 lata kolega Szyndler spytał mnie, czy interesują mnie losy mojej ojczyzny. Powiedział, że jest grupa patriotycznej młodzieży, która prowadzi akcję samokształceniową tak, jak kiedyś Filomaci i Filareci, w czasach Mickiewicza. Zaciekawiło mnie to – wydawało mi się, że jest to jakby pogłębienie harcerskiego patriotyzmu. W ten sposób, w wieku 12 lat znalazłem się w szeregach Obozu Wielkiej Polski. Była to wówczas organizacja nielegalna, więc obowiązywała tajemnica przynależności, choć wydawano legitymacje imienne ze zdjęciem! Zbiórki mieliśmy raz na miesiąc, a zajęcia polegały na pogadankach historycznych – głownie z czasów Bolesława Chrobrego i na omawianiu „Myśli Nowoczesnego Polaka” Romana Dmowskiego. Nasze zbiórki odbywały się w jakimś mieszkaniu na Zamku Królewskim, co w dziecinnych umysłach nobilitowało i w pewnym sensie legitymizowało tę „tajną” organizację. We wrześniu 1939 roku, po wkroczenie Niemców do Warszawy, mama przejrzała moje szpargały i zniszczyła legitymację OWP, o czym mnie lojalnie powiadomiła. Uznałem tą decyzję za słuszną. Miałem już 14 lat!
Pierwszy rok okupacji, to była nauka na tajnych kompletach gimnazjum Batorego i sporadyczne zbiórki harcerskie naszego zastępu Żbików. Potem nastąpiła przerwa w koleżeńskich kontaktach z harcerzami z naszego zastępu. Spotykałem się jednak nadal z dwoma z nich – z Jędrusiem Witulskim i Tomkiem Jaźwińskim. Tomek był humanistą – miał wybitne zdolności dziennikarskie i pisywał do tajnej prasy harcerskiej, zaopatrywał mnie w tajne „gazetki”. Kiedy mieliśmy po 16 lat, zaproponował mi pracę z młodszymi harcerzami, ale ja powiedziałem mu, że mnie interesuje szkolenie wojskowe i bezpośrednia walka z Niemcami. I tak znalazłem się w NOW (Narodowej Organizacji Wojskowej). Poza szkoleniem ściśle wojskowym (między innymi, na bazie Podręcznika Dowódcy Plutonu), mieliśmy szkolenie ideologiczne, w duchu narodowego patriotyzmu.
Zwerbowałem Witka i wraz z nim ukończyliśmy kurs podchorążych, w stopniu kaprala podchorążego. Zostałem dowódcą sekcji – pięciu chłopaków z Wawra, z którymi odbywałem szkolenie. Dowiedziałem się, że organizacja NOW wraz ze Związkiem Jaszczurczym (ZJ), utworzyła NSZ (Narodowe Siły Zbrojne), które ostatecznie podporządkowano dowództwu Armii Krajowej w marcu 1944. Nie wiedzieliśmy, że później to porozumienie zostało zerwane.
Zgłosiłem się na ochotnika do partyzantki wraz z Witkiem, Stasiem i Andrzejem – moim stryjecznym bratem, który należał dotąd do Legii Akademickiej AK.
Dołączyliśmy do Oddziału Cichego na Lubelszczyźnie, gdzie po nieudanej próbie przekroczenia Wisły pod Annopolem i połączenia z partyzantką w Górach Świętokrzyskich znaleźliśmy się po drugiej linii frontu. W ostatnich dniach lipca Oddział został rozwiązany, a pół roku później została rozwiązana Armia Krajowa. Naszych marzeń dołączenia do Powstania Warszawskiego nie udało się nam zrealizować, co do dziś mnie uwiera i boli!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz